Mer Paryża Anne Hidalgo odwiedziła Armenię razem z grupą francuskich regionalnych przywódców. Próbują przyciągnąć uwagę Europy do kryzysu narastającego w Górskim Karabachu
Wizytę francuskich oficjeli opisuje portal Politico. Poza mer Paryża Anne Hidalgo, Armenię w ostatnią środę odwiedzili też mer Strasburga Jeanne Barseghian, wicemer Marsylii Michèle Rubirola i prezydent regionalnej rady regionu Hauts-de-France Xavier Bertrand.
Wraz z politykami i dziennikarzami na miejsce – pod niespokojną granicę Armenii z Azerbejdżanem - przyjechało dziesięć ciężarówek wypełnionych pomocą humanitarną wysłaną z różnych rejonów Francji dla mieszkańców Górskiego Karabachu. Azerbejdżan nie chciał jednak przepuścić konwoju przez stworzony w kwietniu tego roku punkt kontrolny na korytarzu laczyńskim, łączącym enklawę z Armenią.
Jak wyjaśnia portal, decyzja Francuzów, by wybrać się w ten region, to efekt fali krytyki z ostatnich miesięcy na temat roli, jaką Unia Europejska odgrywa w konflikcie Armenii i Azerbejdżanu o Górski Karabach. To sporna enklawa, którą – od czasu zakończonej w 1994 r. wojny – niemal samodzielnie rządzą etniczni Ormianie, choć formalnie należy ona do Azerbejdżanu i nie jest uznawana jako odrębne państwo przez żaden kraj świata.
Choć Bruksela utworzyła misję monitorującą, która ma pilnować, by nie dochodziło tam do naruszania granicy, jednocześnie robi niewiele, by zapobiec katastrofie humanitarnej, która – zdaniem ekspertów – grozi dziś enklawie.
Wizyta francuskich urzędników pokazuje też, że Francja umacnia stosunki z Armenią. Aż 750 tys. Ormian mieszka we Francji, głównie w Paryżu i Marsylii, a francuskie władze w ostatnich miesiącach aktywnie wspierają Ormian w Górskim Karabachu, wzywając do udzielenia im międzynarodowych gwarancji bezpieczeństwa.
Podczas wizyty mer Hidalgo zaapelowała do prezydenta Emmanuela Macrona, by domagał się specjalnej rezolucji ONZ w tej sprawie.
Bruksela wstrzemięźliwa, bo liczy na gaz z Azerbejdżanu?
Nie bez powodu Francuzi wybrali się do Armenii właśnie teraz. Sytuacja w regionie w ostatnich tygodniach wyraźnie się pogorszyła, od blisko dwóch miesięcy – z powodu narastających napięć - etniczni Ormianie z Górskiego Karabachu są odcięci od dostaw żywności i paliwa, a organizacje pomocowe alarmują, że rośnie tam ryzyko głodu.
Baku i Erywań oskarżają się nawzajem o eskalację, a miejscowi mieszkańcy, z którymi spotkali się francuscy politycy, skarżą się, że niemal codziennie słyszą odgłosy walk, w których w ostatnich miesiącach po obu stronach giną żołnierze.
Burmistrz Hildago podczas wizyty ostrzegła, że regionowi grozi „ludobójstwo i czystki etniczne z rąk autorytarnego państwa".
Jak tłumaczy jeden z cytowanych przez Politico uczestników delegacji, Bruno Retailleau, lider ugrupowania Les Republicains w Senacie, jednym z powodów niemrawych poczynań Brukseli w regionie jest fakt, że szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen próbuje uzyskać od Azerbejdżanu gaz, by zastąpić stracone dostawy z Rosji. W efekcie, prezydent Azerbejdżanu, Ilham Alijew - „prześladowca Ormian w Górskim Karabachu" , jak określa go Retailleau - czuje się dziś bezkarny i mocniej uderza w mieszkańców enklawy.
Ambasador Azerbejdżanu: Francuzi demonizują nasz rząd
Odwiedziny i wypowiedzi Francuzów rozwścieczyły władze Azerbejdżanu. W liście otwartym ambasador kraju w Paryżu Leyla Abdullayeva, oskarżyła burmistrz miasta i innych uczestników wyjazdu o „demonizowanie" jej rządu „pod wpływem nacisków ze strony ormiańskiej społeczności mieszkającej we Francji".
Z powodu próby wjazdu konwoju humanitarnego do Górskiego Karabachu, na dywanik wezwana została ambasadorka Francji w Baku Anne Bouillon,
Jak przypomina Politico, nie po raz pierwszy Azerbejdżan i Francja wojują na słowa. W październiku zeszłego roku azerska telewizja puściła nagranie, na którym grupa dzieci śpiewa piosenkę wyszydzającą francuskiego prezydenta Macrona. A sama Abdullayeva publicznie zagrzewa francuskie terytoria zamorskie do walki „z francuskim neokolonializmem".
Władze Azerbejdżanu twierdzą, że w Górskim Karabachu nie ma żadnego kryzysu humanitarnego i podkreślają, że same ślą na miejsce pomoc. Jednak miejscowi Ormianie nie chcą jej przyjąć, bo uważają, że oznaczałoby to rezygnację z niezależności.
Świat niepokoi się kolejnym zaostrzeniem sytuacji na linii Armenia-Azerbejdżan. Pozornie lokalny konflikt może się łatwo rozlać na cały region, zagrozić biegnącemu tu gazociągowi i wciągnąć w wojnę duże kraje - Rosja ma z Armenią pakt obronny, po stronie Azerbejdżanu mocno angażuje się Turcja.
Do ostatniej dużej eskalacji doszło trzy lata temu – jesienią 2020 r. w walkach, jakie rozgorzały w regionie zginęły setki osób, głównie separatystów ze zbuntowanej enklawy.